Witajcie Oto moje świadectwo 

„… wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie.” (Mt 6,8)

Pojechałem z żoną i synem na oazę modlitwy, aby słuchać tego, co Bóg ma mi do powiedzenia. Postanowiłem przygotować się przez sakrament pokuty, wyciszenie wewnętrzne i oczyszczenie z wszelkich myśli odwracających moją uwagę od Boga i Jego planów realizacji mego powołania i służby tu na ziemi. Wiedziałem, czego po takim spotkaniu mogę się spodziewać i cieszyłem się na spędzenie czasu z żoną i na spotkanie z ludźmi żyjącymi swoją wiarą w sposób rzeczywisty, widoczny i co więcej potrafiącymi o tym rozmawiać. Eucharystia , plan spotkań i modlitw były okazją do słuchania Boga, ludzi i rozważania jakie ma to mieć przełożenie na moje konkretne działanie w kościele i wspólnotach gdzie jestem.

Ciągle uczę się jak być najlepszym mężczyzną, mężem, ojcem i lekarzem. Czuję i widzę, że Bóg działa w moim życiu małżeńskim, rodzinnym i zawodowym. Nie spodziewałem się jednak tego, co zdarzyło się podczas  uwielbieniowej modlitwie wieczornej w sobotę. Swoje emocje i myśli staram się zachować dla siebie i raczej kryć w środku, ale modlitwa uwielbieniowa a szczególnie moment  nałożenia rąk przez księdza ze wsparciem zaangażowanych w modlitwę osób doprowadziły mnie do stanu, jakiego nigdy wcześniej nie czułem. Otwarłem swoją duszę na działanie Ducha Św i powtarzałem jedynie zaproszenie do działania w moim życiu z całkowitym oddaniem.

Poczułem ogromne ciepło w środku mojego ciała i przez moment zachwiały mi się nogi, ale potrafiłem stać nadal. Po chwili przyszło ogromne wzruszenie i popłynęły łzy, które usilnie starałem się powstrzymywać. Byłem zdumiony, ale Bóg już wtedy zadziałał. Zostałem uzdrowiony.

Przed wyjazdem na oazę modlitwy ustawiłem swoje życie pod kątem artroskopii kolana lewego, operacji naprawczej zaplanowanej na następną środę, bo miałem blok przy zgięciu i nie potrafiłem przez ostatnie 2-3 miesiące klęknąć ani zrobić przysiadu. Zaplanowałem sobie wolne w pracy, kule ortopedyczne i ortezę stabilizacyjną do rehabilitacji. Poinformowałem moich przyjaciół o planowanej operacji.

W sobotę wieczorem po modlitwie czułem, że kolano jest lżejsze i nie boli. W niedzielę co chwilę robiłem przysiady i klękałem z coraz większą radością, że potrafię. W każdej godzinie dziękowałem Bogu. Ostatecznie pozostawiłem decyzje lekarzowi, który mnie zbadał w środę rano i stwierdził, że „nie ma co operować”. Dziękuję Bogu za obecność wspólnie z żoną i moim synem na oazie modlitwy i zapewniam, że „… wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie”

 

Dawid